
Znacie już spis treści dostępny w poście Spis treści powieści, czyli 48 drzwi do szczęścia no i dwa najważniejsze cele w pisaniu powieści. Oczywiście nie sposób tutaj wspomnieć o najważniejszym celu jakim było napisanie książki 🤗
Pomysł na książkę
Pomysł na powieść pojawił się dość dawno, bo 24 lata temu. Opisałem to szerzej w poście „Jak w ciągu roku napisałem powieść„. Od tamtej pory ideę tą rozwijałem nie tylko w mojej głowie, ale również „na papierze”. Każdy, nawet najmniejszy pomysł, notowałem w notatnikach, nagrywałem na zewnętrznym dyktafonie (a później w dyktafonie na komórce), by następnie przerzucić go do komputera. Odkąd pamiętam, zawsze do takich projektów używałem mapy myśli, która i tym razem okazała się niezawodna. Dzięki niej mogłem dodawać kolejne pomysły do wątków, a mapa z roku na rok robiła się coraz obszerniejsza. Z uwagi na ogrom informacji, które w niej umieszczałem, musiałem część zapisów przerzucać na nowe mapy, co przyczyniło się do powstania pomysłów na kolejne bardzo ekscytujące projekty pisarskie.
Jeżeli powieść 📗Tydzień Wiekuistej Szczęśliwości Anioła G📗 spotka się z pozytywną reakcją czytelników, od razu zabieram się do pisania kolejnej książki.
Mapa Myśli
Mapa myśli w procesie pisarskim była niczym drogowskaz, dzięki któremu wiedziałem, jak planować pracę, skąd czerpać inspiracje i tematy do pisania. Mapę myśli podzieliłem na dwie cześci. Po lewej stronie umieściłem zagadnienia związane z pierwszą częścią książki: 🏡I. DOM🏡, a po prawej zaś 👵II. Babcia👵.

Poza mapą myśli, którą tutaj widzicie, miałem sporo notatek umieszczonych pod prawie każdą „chmurką”. W trakcie pisania, spacerów, rozmów, czy nawet snów, pojawiały się nagle pomysły, które musiałem gdzieś zapisywać, żeby o nich nie zapomnieć. Notowałem je w tradycyjnych notatnikach oraz aplikacjach na komórkę.
Pomysły, a właściwie to inspiracje do napisania powieści, czerpałem również z ulubionych książek oraz mojego bloga Mr Guru Limited, którego prowadziłem nieprzerwanie przez ponad 10 lat. Jednak najcenniejszym źródłem inspiracji, weny, natchnienia i wizji był zawsze mój własny umysł.
Istotną rolę podczas pisania książki odegrała pamięć, która potrafiła odtworzyć idealnie zakonserwowane obrazy z dzieciństwa.
Lista rzeczy do zrobienia
Ważne było dla mnie to, żeby codziennie przyporządkować te wszystkie pomysły do odpowiednich miejsc. Część trafiała na mapę myśli, inne bezpośrednio do książki, a jeszcze inne „wiązały się” z kalendarzem wydarzeń lub pomysłami na promocję. Byłem i nadal jestem przekonany, że każdy pomysł jest ważny i godny analizy, nawet jeśli po tygodniach czy miesiącach okazuje się nietrafiony.
Pewnej nieprzespanej nocy, wędrując od jednego zakamarka umysłu do drugiego, udało mi się spisać ponad 50 pomysłów. Większość z nich dotyczyła treści książki, ale były też koncepcje na rolki promocyjne, targi książki i inne działania wspierające jej odbiór.
Planowanie tygodniowe
Tematy z mapy myśli brałem bezpośrednio do powieści, ale większość uszeregowywałem w ramach tygodniowego planowania. Program, którego używałem, automatycznie przerzucał niezrealizowane zadania na kolejne dni, co pomagało mi utrzymać ciągłość pracy i porządek w organizacji procesu pisania.
Pisanie i rewizja
Sam proces pisania był żmudny, ale satysfakcjonujący. Każdy dzień zaczynałem od przeglądu tego co zapisałem dzień wcześniej. Był to kluczowy moment w całym procesie pisarskim, od którego niestety stroniłem przez kilka pierwszych rozdziałów. Powodem takiego podejścia był zamysł, żeby iść do przodu i żeby przypadkiem nie utknąć na poprawkach – na zamyśle stworzenia idealnego tekstu. To właśnie z tymi rozdziałami miałem najwięcej roboty przy mojej wewnętrznej korekcie. Przegląd napisanych treści, weryfikacja spójności wątków, a także eliminacja zbędnych treści i upraszczanie zdań wykonywane dzień po dniu mimo że spowalniały pisanie właściwe, to było najlepszym rozwiązaniem. Ilekroć czytałem napisane fragmenty, dobrze się przy tym bawiłem. Może to zabrzmi przechwalczo, ale z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, iż finalnie jest to dzieło wybitne.
„Tydzień Wiekuistej Szczęśliwości Anioła G” jest najlepszą książką jaką kiedykolwiek w życiu przeczytałem.
Sam proces twórczy sprawiał mi najwięcej radości. Wszystkie pomysły klarowały się w trakcie pisania książki. Jeżeli stawałem i nie wiedziałem jak ugryźć dany fragment, jak przez niego przebrnąć, zostawiałem go do następnego dnia. Bywały dni, gdy udawało mi się napisać jedynie kilka zdań, ale były też takie, kiedy powstawało kilka stron tekstu.
Książki i jej fragmentów do tej pory nie udostępniałem nikomu – poza osobami, które zapisały się do newslettera (fragmenty). Trudno byłoby mi chyba znieść krytykę. Choć zdaję sobie sprawę, że wcześniej czy później jak każdy twórca będę musiał się z nią zmierzyć. Fragmenty czytałem mojej dziewczynie Magdzie, która każdorazowo przyjmowała je z dużym zadowoleniem. Raz fragment książki przeczytałem rodzicom, a ich reakcja była szokująca – zwłaszcza taty. Głowę oparł o stół i zaczął wydawać z siebie dziwne dźwięki. Nie wiedziałem co się dzieje. Po chwili wszystko się wyjaśniło. Ojciec zwijał się ze śmiechu. Pierwszy raz widziałem go w takim stanie.
Wnioski na przyszłość
Patrząc na cały proces z perspektywy czasu, widzę, jak ważne było zachowanie dyscypliny i organizacji pracy. Bez map myśli, notatek i systematycznego planowania trudno byłoby mi doprowadzić projekt do końca.
Często, kiedy wpatrywałem się w zdanie jak w wół w malowane wrota, zastanawiałem się jak je poprawić żeby było lepsze niż w hemingwejowskim stylu, czyli proste i zarazem „sympatyczne” w odbiorze. Przypominałem sobie o moim ulubionym Gombrowiczu, który wcale prosto nie pisał, a mimo to wyrósł nam na narodowego wieszcza. Oto jeden z wielu przykładów jego zawiłego bajdurzenia.
Z równą mnie odpowiedział ostrożnością, że już to pewnie w tej potrzebie Matki naszej serce poczciwe Syna każdego do niej, do niej ptakiem się wyrywa, ale, powiada, trudna Rada, rozumiem Boleść twoję, ale przecie przez ocean nie przeskoczysz, więc też postanowienie twoje pochwalam albo nie pochwalam, i dobrześ zrobił, żeś się tu został, choć może niedobrze.Witold Gombrowicz „Trans-Atlantyk”
Uwierzcie mi na słowo, ale taki Gombrowicz jest najlepszym usypiaczem w całym wszechświecie. Liczone do snu Owce, miały od zawsze konkurencję w jego osobie😜
