
Nie bez powodu piszę tego posta w przeddzień przedsprzedaży mojej książki. To dla mnie wielki moment, który jest spełnieniem moich marzeń. Ekscytacja sięga zenitu, a będzie jeszcze większa. Do tej pory wstrzymywałem się ze spojlerowaniem książki, żeby nie psuć Ci zabawy. Od momentu rozpoczęcia prac nad powieścią minęło 15 miesięcy i choć nadal nie jest ona fizycznie gotowa, trawają ostatnie prace, dzięki którym już niedługo ujrzy światło dzienne.
Pomimo tego, że zamysł napisania ksiażki ciągnął się latami, to przebywanie w strefie komportu nie sprzyjało podjęciu decyzji o pisaniu. Prowadzenie działalności gospodaraczej w pełnym wymiarze i jednoczesne pisanie książki jest możliwe, ale to karkołomne zadanie. Mimo, że przez dziewięć miesięcy udawało mi się to godzić, wiedziałem, że na dłuższą metę nie dam rady. Aby napisać książkę i samodzielnie ją wydać, musiałem poświęcić jej sto procent zawodowego czasu. Co gorsza, musiałem oddać jej również swój prywatny czas – wieczory i weekendy.
Temat tak bardzo mnie pochłonął, że książce poświęcałem niemal cały swój wolny czas. Dzięki temu udało mi się ją ukończyć w niespełna rok – od stycznia do grudnia. Nadal zastanawia mnie i zdumiewa, jak nawet najbardziej doświadczeni pisarze potrafią napisać pięć-sześć książek rocznie, bo tyle tworzą najpłodniejsi autorzy w Polsce. W internecie krążyła fama, jakoby słynny Remigiusz Mróz napisał sto dwadzieścia stron w trzydzieści minut. Ostatecznie okazało się, że był to jedynie chłyt małketingoły.
Przejście na twórczą stronę mocy
Powodów takiego podejścia było całkiem sporo. Jednym z głównych była świadomość, że młodszy już nie będę i że nie dam rady przez kolejny rok wykonywać nudnych, rutynowych i przygnębiających zleceń. Frustracja narastała.
Ostatnie lata pod tym względem były wyjątkowo przygnębiające. Niemalże co miesiąc powtarzałem sobie, że muszę to zrobić, muszę się przełamać i podjąć tę decyzję. Jednak wciąż niewystarczająca poduszka finansowa, strach i mnóstwo innych powodów, odwlekały jej podjęcie.
Co odmieniło moją sytuację?
Najprościej byłoby tłumaczyć swoje stany zniewolenia, irytacji, rozczarowania, przygnębienia wpływem osób trzecich – państwa, rodziców („bo tak mnie wychowali”) czy bóg wie czego jeszcze. Jednak uświadomiłem sobie, że nikt nie jest odpowiedzialny za mnie i moje decyzje – szczególnie w tym wieku. Nie pocieszało mnie to wcale.
Dwa bardzo ważne elementy miały wpływ na moją decyzję. Pierwszym było wsparcie mojej partnerki, Magdy. Zanim podjąłem decyzję, mogłem zawsze z nią o tym porozmawiać i rozwiać wiele wątpliwości. Magda była i nadal jest dla mnie ogromnym wsparciem, szczególnie w tych najtrudniejszych momentach.
Drugim elementem były rozmowy z moimi dziećmi. Ponieważ wchodzą w dorosłość, poświęcamy wiele czasu na dyskusje o ich przyszłości. Wielokrotnie doradzałem im, że najlepszym rozwiązaniem jest twórcze podejście do życia i tworzenie rzeczy, które generują pasywny dochód – na lata, a może i na całe życie. Zamiast wymieniać swój czas – który jest ograniczony – za pieniądze, zamiast podporządkowywać się pracodowacy, który traktuje cię służalczo i często bez poszanowania godności, zamiast robić to, co każą, a co nie sprawia ci przyjemności, można robić to, co się lubi, być swoim własnym szefem i skalować przychód w niograniczony sposób.
Na co usłyszałem:
– Ojcze, ale ty przecież tak nie robisz. Skoro to jest takie łatwe i proste, to dlaczego wciąż tkwisz w swojej pracy? Widzimy, że się męczysz.
Tak dojrzałej odpowiedzi, prawdę mówiąc, się nie spodziewałem. Musiałem przyznać im rację – jak mogę doradzać innym skoro sam tego nie robię? Tłumaczenie się wiekiem, zobowiązaniami czy trudnościami w przebranżowieniu nijak miało się do tonu moich wcześniejszych rad.
Nowy Rok = Nowy Skok
Nowy Rok to idealny moment na długoterminowe postanowienia. Przeglądając swoje cele – dom z ogromnym ogrodem, nieograniczone podróże, wolność finansowa – zdałem sobie sprawę, że coś z nimi jest nie tak. Wiedziałem, że nie osiągnę ich, robiąc to, co dotychczas. Nawet intensywny, coroczny rozwój nie przyniósłby oczekiwanych efektów, choćby w najmniejszym stopniu.
Wydarzenia ostatnich lat tylko utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Wzrost inflacji, drastyczne podwyżki kosztów energii i gruntów, coraz wyższe daniny – nie tylko dla przedsiębiorców (ZUS, składka zdrowotna) – a nade wszystko wirus, który zżera firmy od środka: spychologia stosowana, czekanie na cud decyzyjny, minimalizm pracowniczy, praca na pół gwizdka. Jednym słowem unikanie odpowiedzialności za pracę i spadek efektywności. To wszystko przekładało się na dodatkowy czas w pracy i niepotrzebny stres.
Uświadomiłem sobie, że zamiast zajmować się cudzymi problemami, budżetami i sprawami, muszę wreszcie pomyśleć o sobie.
Przejście od słów do czynów
Żeby to się jednak stało, potrzebowałem działania. Problem, z którym się borykałem, nie wynikał z braku pomysłu na siebie – miałem ich aż za dużo. To właśnie jeden z głównym powodów, dla których tkwiłem w miejscu.
Problemem nie jest tylko brak pomysłu na siebie. Kiedy masz ich zbyt wiele, to tak, jakbyś nie miał żadnego.
autor
Jednak wśród wspomnianych celów długodystansowych był jeden wpis, który przechylił szalę niepewności i zadecydował o mojej decyzji. Był to wpis bardzo enigmatyczny – właściwie trudno nazwać go celem, ponieważ cel powinien być SMART:
- S – Specific (konkretny) – jasny i precyzyjny.
- M – Measurable (mierzalny) – powinien dać się zmierzyć, aby ocenić postępy.
- A – Achievable (osiągalny) – realistyczny i możliwy do wykonania.
- R – Relevant (istotny) – mieć sens i być zgodny z wartościami i priorytetami.
- T – Time-bound (określony w czasie) – mieć konkretny termin realizacji.
Przykładem dobrze sformułowanego celu byłoby stwierdzenie: schudnę 5 kg w ciągu 3 miesięcy poprzez regularne ćwiczenia i zdrową dietę. I choć nadmiar kilogramów nigdy nie stanowił dla mnie wyzwania, to już nadmiar irytacji, zniechęcenia, bezsilności i niezadowolenia – owszem.
Ten cel brzmiał:
Zostać pisarzem!
Jednak to nie wszystko
Nie tylko powyższe argumenty przemawiały za tym, by zmienić swoje życie. Chciałem wreszcie pisać i dzielić się moją twórczością z innymi. Dzięki książce, którą napisałem, pragnąłem także przywołać wspomnienia u tych, którzy mogą utożsamić się z losami jej bohaterów. Z tego powodu można powiedzieć, że książka jest swego rodzaju pamiętnikiem, zapiskiem historii, a nawet kroniką wydarzeń – zwłaszcza dla dzieci, którym niezwykle trudno wyobrazić sobie analogowy świat, w którym toczy się akcja mojej książki. Nie jest to fair, że ciągle powtarzamy naszym dzieciom, jak wspaniałe były nasze czasy, skoro one w nich nie żyły. To nie w porządku. Sam tak kiedyś robiłem. Ale nasze dzieci będą mówic swoim dzieciom, w jak cudownych czasach im przyszło dorastać.
Jedyne, czego żałuję, to że nie zdążyłem przeczytać książki mojej ukochanej Babci, która była mi niezwykle bliska. To była walka z czasem. Zaledwie tygodnie dzieliły mnie od ukończenia książki, kiedy Babcia odeszła i postanowiła zostać moim osobistym i najbliższym Mentorem w niebie.
Od stagnacji do twórczego spełnienia
Proces transformacji i działania uświadomił mi, że od maleńkości kłębiłem się w pułapce życia, w którym najpierw szkoła, a później praca odbierały mi energię (poza drobnymi epizodami), a odpoczynek nie dawał oczekiwanej satysfakcji. Problemem dla mnie nigdy nie było samo zarabianie pieniedzy, lecz sposób w jaki postrzegałem pracę. Wydaje mi się, że prawdziwe spełnienie przychodzi wtedy, gdy sami wybieramy swoje problemy do rozwiązania, zamiast realizować cudze plany. Podróż od pracy przez karierę do powołania jest nieunikniona i rzecz jasna, pełna błędów, ale to właśnie proces stopniowego odkrywania głębi tego wszystkiego, pozwala mi się rozwijać i edukować niemalże codziennie.
W obecnych czasach robienie wszystkiego, co ktoś ci każe, w sposób rutynowy i powtarzalny – zwłaszcza dla osoby twórczej i przedsiębiorczej, do której się zaliczam – jest przepisem na szybkie wypalenie, pogłębienie kompleksów oraz zwyczajne rozgoryczenie.
Zdaję sobie sprawę, że przede mną długa i mozolna praca, ale w myśl zasady „wolno to gładko, a gładko to szybko„, wiem że kiedy poświęcam mojej książce i Tobie, drogi Czytelniku, swój czas, energię, pełną uwagę i świadomość, doprowadzi to do lepszych i szybszych rezultatów w dłuższej perspektywie. Nie śpieszę się – mam czas. Wolę kontemplować sam proces pisania książki, jej osobistego wydania i przede wszystkim radowania się nią z Tobą. Nie chcę Cie opuszczać w tej przygodzie. Pomysłów na przyszłe projekty mam mnóstwo i wierzę, że będzie to długa i cudowna podróż dla nas wszystkich.
Dzięki temu co robię zacząłem inaczej patrzeć na swoje życie. Codziennie uczę się czegoś nowego, podejmuję świadome decyzje, które po jakimś czasie pokażą, czy były ryzykowne czy nie, rozwiązuję problemy, których nikt inny nie jest w stanie rozwiązać za mnie, biorę na siebie pełną odpowiedzialność za to, co robię i za swoją przyszłość. Jestem aktywny w tym co robię, a nade wszystko – cholernie szczęśliwy, bo wreszcie robię to, co kocham. Jestem Twórcą! To moja droga do osobistego i nieustannego rozwoju.
Czuję całym sobą, że powoli zamieniam się ze śmierdzącego i ciepłego bajorka, w wartki i orzeźwiający strumyk. Wybudzam się ze smrodu, stagnacji i gnicia, stając się czymś co ma świeżość, moc i życie. Staję się orzeźwiającą energią – czego i również Tobie życzę!